INFOLINIA: 71 74 74 700
czynna pon.-pt. 7:30–18:00
(Infolinia ogólna Kampanii KRD)

Skontaktuj się z nami

Informacje prasowe

decorative image
Sobota, 02 lipca 2016 r.
Francuski protekcjonizm uderzy w polskie ciężarówki
Wprowadzenie płacy minimalnej dla kierowców ciężarówek przewożących towary do Francji może pogorszyć i tak nie najlepszą sytuację finansową branży transportowej. Długi ponad 16,5 tysiąca przewoźników notowanych w Krajowym Rejestrze Długów wynoszą już 514 milionów złotych - o 26% więcej niż przed rokiem. Jeśli nadal będą też rosły ceny paliw, kłopoty mogą się powiększyć.
W ostatnich latach polityka mocno odciska swoje piętno na kondycji polskich przewoźników. Rosyjskie embargo na unijne produkty i niska wartość ukraińskiej hrywny wynikająca z wojny w Donbasie spowodowała, że wiele polskich firm transportowych straciła intratne kontrakty na przewozy na Wschód. Marże na przewozy w tym kierunku były zawsze wyższe, co wynikało między innymi ze specyfiki wschodniego rynku. Wielu zachodnich spedytorów nie chciało wysyłać w tym kierunku swoich ciężarówek. Podnajmowali więc polskich podwykonawców i dobrze za to płacili. Teraz do listy zagrożeń dla branży transportowej dochodzi rosnący protekcjonizm rządów zachodnioeuropejskich, który po Brexicie może się jeszcze nasilać. W zeszłym roku płace minimalne dla kierowców ciężarówek wożących towary do Niemiec i przez ten kraj wprowadził niemiecki rząd. Od 1 lipca takie przepisy mają obowiązywać także we Francji. Zgodnie z zapowiedziami Paryża, kierowca ciężarówki musi zarabiać minimum 9,67 euro za godzinę, a jego pracodawca utrzymywać we Francji swoje przedstawicielstwo. Głosy za wprowadzeniem podobnych rozwiązań coraz częściej słychać też w Belgii i Holandii.

- Właściciele firm transportowych skupieni w Rzetelnej Firmie jasno wskazują, że działania rządów niemieckiego i francuskiego nie mają wcale na celu obrony pracowników, a wypchnięcie z rynku polskich przewoźników, którzy świadczą usługi nie tylko lepiej, ale i taniej. Nasza flota transportowa jest jedną z największych w Europie. Konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów zatrudnienia oraz spełniania wymogów biurokratycznych podniesie znacznie koszty ich działania, co może sprawić, że część z nich zrezygnuje z obecności na tym rynku – tłumaczy Mirosław Sędłak, prezes Rzetelnej Firmy.

A to bez wątpienia odbije się na płynności finansowej całej branży. Zwłaszcza, że zaczyna drożeć także paliwo, którego niskie ceny przez ostatnich kilkanaście miesięcy pozwalały na redukcję kosztów.

Kłopoty branży widać bardzo wyraźnie w statystykach Krajowego Rejestru Długów. Długi przewoźników sięgają już 514 mln zł, podczas gdy rok temu wynosiły 408 mln zł. Liczba dłużników wzrosła z 11,2 tysiąca do 16,5 tysiąca. Spadło za to średnie zadłużenie z 36 373 zł na 31 135 zł.

- W strukturze zadłużenia dominują niespłacone zobowiązania wobec dwóch branż: finansowej – 173,6 mln zł i windykacyjnej – 141,5 mln zł. W tym drugim przypadku najczęściej są to długi odkupione od banków. To głównie albo efekt nadmiernego optymizmu przy inwestowaniu albo braku możliwości ich sfinansowania na skutek utraty kontraktów, choćby z powodu sytuacji na Wschodzie, czy postawy rządów zachodnich – wyjaśnia Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów.

Bankom transportowcy zalegają z kwotą 79,8 mln zł, firmom leasingowym - 67,1 mln zł, ubezpieczycielom - 23,8 mln zł, faktorom - 2,9 mln zł. Na kolejnym miejscu na liście wierzycieli plasuje się handel, któremu przewoźnicy są dłużni 66,9 mln zł, z czego 8,6 mln zł stanowi dług wobec dilerów samochodowych. Branża transportowa ma też problem z regulowaniem na czas zobowiązań wobec swoich podwykonawców. Wobec innych firm transportowych przewoźnicy mają dług rzędu 41,2 mln zł. Nie płacą też stacjom paliw - kwota zobowiązań wynosi 16 mln zł, operatorom telefonów komórkowych - 9,8 mln zł, księgowym - 1,4 mln zł i tłumaczom - 1,3 mln zł.
Polska flota transportowa jest jedną z największych w Europie, co jest jej olbrzymim sukcesem, ale jednocześnie problemem odbijającym się na kondycji finansowej poszczególnych firm. Duża konkurencja sprawia, że marże są bardzo niskie. W przypadku małych, a nawet średnich firm, brak zapłaty z kilku umów może sprawić, że wpadają one w spiralę zadłużenia. Ratują się biorąc kolejne zlecenia, często za wszelką ceną, bez weryfikacji kontrahenta. A to prowadzi do kolejnych kłopotów.

- Presja na pozyskanie zlecenia jest tak duża, że wielu przewoźników rezygnuje z jakichkolwiek procedur weryfikacji rzetelności klienta. I padają ofiarą nieuczciwości innych – opowiada Mirosław Sędłak.

A długi wobec transportu wynoszą 158 mln zł. Na liście dłużników dominują 4 branże: transport – 41,2 mln zł, handel - 41,4 mln zł, budownictwo – 37,8 mln zł i przemysł – 24,9 mln zł.

Roszczenie w transporcie drogowym przedawniają się po roku. Wielu dłużników firm przewozowych doskonale o tym wie, więc stara się przeciągać płatność tak długo, aż minie 12 miesięcy. Wtedy podnoszą, że dług się przedawnił i odmawiają zapłaty.

- Oczywiście zawsze można takie zobowiązanie wpisać do Krajowego Rejestru Długów, bo tu przedawnienie nie obowiązuje, ale nie warto pozbawiać się z własnej winy dodatkowego argumentu w rozmowie z dłużnikiem, jakim jest perspektywa skierowania sprawy do sądu. Na szczęście, coraz więcej przewoźników nie daje się zwieść nieuczciwym klientom i przekazuje sprawy do windykacji po kilku miesiącach zaległości. Wtedy jest 72% szans na odzyskanie pieniędzy. Po roku już tylko 26% - informuje Radosław Koński, dyrektor Departamentu Windykacji w Kaczmarski Inkasso.